2018-02-26
Polityka energetyczna oparta na węglu spowoduje nieuchronny wzrost kosztów dla konsumentów, prognozowany na poziomie 4 proc. rocznie - szacują eksperci. To z kolei skłoni gospodarstwa domowe do inwestycji we własne źródła energii. Koszt energii wyprodukowanej przez własną instalację fotowoltaiczną nie przekracza dzisiaj 0,30 zł/kWh. Dane Instytutu Energii Odnawialnej pokazują, że na zamontowanie takich instalacji z roku na rok decyduje się coraz więcej osób.
- Prosumenci zaczną się przekonywać do OZE już wkrótce - kiedy tylko się okaże, że wszystkie przedsięwzięcia dotyczące energetyki słonecznej powodują, że spadają im opłaty za energię. W pierwszej kolejności zrobią to zamożniejsi właściciele budynków mieszkalnych. Dla nich będzie to jeszcze bardziej opłacalne, ponieważ zwykle są to budynki nowoczesne, termoizolowane, a więc i koszty pozyskania energii są inne - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Podgajniak, wiceprezes Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej.
Przy aktualnej polityce energetycznej, która zakłada wsparcie przede wszystkim dla energetyki węglowej, ceny energii dla konsumentów będą nieuchronnie rosnąć - prognozuje Instytut Energetyki Odnawialnej. Ikea, która wprowadziła niedawno do komercyjnej sprzedaży panele fotowoltaiczne do zamontowania w domu, wyliczyła, że do 2021 roku ceny energii elektrycznej będą rosnąć o ok. 4 proc. rocznie, co daje łączny wzrost na poziomie 20 proc.
W tej chwili średnia cena energii pozyskiwanej z sieci dla gospodarstw domowych to około 0,65 zł/kWh. Natomiast koszt energii wyprodukowanej przez własną instalację fotowoltaiczną nie przekracza 0,30 zł/kWh.
- Jeżeli tempo spadku kosztów w fotowoltaice będzie tak szybkie jak dotychczas, nie ma w Polsce żadnego sektora, który byłby w stanie z nią konkurować. W takim przypadku opłaca się kupić jeden albo nawet dwa akumulatory za 350 zł i w dzień ogrzewać, a w nocy tylko się oświetlać, ewentualnie oglądać telewizję - i mamy 100 proc. zapotrzebowania na energię pokryte z własnego dachu - mówi Tomasz Podgajniak.
Jak wynika z ubiegłorocznego raportu „Rynek fotowoltaiki w Polsce”, opracowanego przez Instytut Energii Odnawialnej, łączna moc zainstalowana w systemach fotowoltaicznych w Polsce w 2016 roku wyniosła ok. 199 MW, z czego połowa to moc zainstalowana w mikroinstalacjach podłączonych do sieci, które nie korzystają z systemu zielonych certyfikatów. Głównymi wytwórcami energii w takich mikroinstalacjach są osoby fizyczne, które w 90 proc. przypadków mają mniejsze instalacje, do 10 kW.
W samym 2016 roku w fotowoltaice powstało ponad 101 MW nowych mocy (z czego około 73 MW zainstalowanych w mikroinstalacjach), a obroty na tym rynku sięgnęły ok. 550 mln zł. Dane IEO wskazują, że w tej chwili fotowoltaika najprężniej rozwija się właśnie w segmencie osób fizycznych.
- Energetyka prosumencka na pewno za chwilę się rozwinie. 15-proc. udział właścicieli budynków mieszkalnych w całym rynku to klienci, których w pierwszej kolejności straci energetyka konwencjonalna. Tym samym zacznie bankrutować, bo nie będzie miała przychodów. Nie da się natomiast w nieskończoność podnosić cen energii, bo nikt jej nie kupi, a w szczególności gospodarka. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że tak długo jak słońce, wiatr i woda nie są opodatkowane drakońskimi podatkami, tak długo paliwo jest za darmo - mówi Tomasz Podgajniak.
Wiceprezes PIGEOR podkreśla, że w OZE głównym kosztem jest kapitał, który trzeba zainwestować w instalację fotowoltaiczną, natomiast ten wydatek w niedługim czasie się zwraca.
- Ponieważ koszty kapitałowe zależą od kosztów energii, mamy do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym. Im tańsza będzie energia, tym mniejsze będą nakłady inwestycyjne, więc docelowo energetyka odnawialna wygra. Co do tego nie ma wątpliwości, pytanie, w jakim czasie to nastąpi. Natomiast w przypadku energetyki tradycyjnej, konwencjonalnej, elektrowni cieplnych, które wykorzystują paliwa stałe lub gaz, istotnym kosztem wytworzenia energii jest właśnie paliwo, to jest koszt zmienny. Dzisiaj w przypadku węgla to jest 12-13 zł za GJ, w przypadku biomasy 30-40 zł, a w przypadku gazu ziemnego - około 40 zł. Te koszty wcale nie będą malały, ponieważ paliw będzie coraz mniej - mówi Tomasz Podgajniak.
Wiceprezes PIGEOR zwraca też uwagę na fakt, że dzisiejsze niskie koszty funkcjonowania energetyki konwencjonalnej wynikają wyłącznie z faktu, że w latach 70. i 80. poniesiono ogromne nakłady na budowę sektora energetycznego w Polsce.
- To wtedy zbudowaliśmy większość potencjału, który dzisiaj jest. On był potem modernizowany, ale nie pamiętam, żeby powstała jakaś nowa elektrownia po 1990 roku - mówi Tomasz Podgajniak. - OZE mają co najmniej kilka zalet, przede wszystkim wykorzystują zasób, który dociera do nas za darmo, więc z czasem koszty będą coraz mniejsze. Ta energetyka może być instalowana wszędzie, bzdurą jest mówienie, że w Polsce nie ma ku temu warunków słonecznych czy wiatrowych. Gorzej z hydrologicznymi, ale i to dałoby się poprawić. Ogółem krajowe zasoby OZE są wystarczające, żeby docelowo pokryć wszystkie nasze potrzeby.
Jak ocenia, przy obecnej rosnącej wydajności paneli fotowoltaicznych, 11 tys. km kw. paneli słonecznych pozwoliłoby pokryć krajowe zapotrzebowanie energetyczne. Fotowoltaika jest coraz tańsza, dlatego z czasem takie inwestycje będą coraz łatwiej dostępne. Może to spowodować całkowitą zmianę podejścia konsumentów do wykorzystania zasobów i oszczędzania energii.
- Kiedy konsument staje się prosumentem, zmienia swoją optykę. Zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie marnuje pozyskiwanej energii albo jak ją wykorzystywać w sposób optymalny. Dzisiaj nie zastanawiam się, czy włączyć czajnik, żeby zrobić herbatę o godzinie 20.00 czy 6.00 rano, robię ją wtedy, kiedy chcę. Ale za chwilę może się okazać, że opłaca mi się włączyć lodówkę o godzinie 12, w dolinie cenowej, a wyłączyć ją o 20.00, kiedy system ma największe zapotrzebowanie i ceny powinny być jak najwyższe - mówi wiceprezes PIGEOR.
(źródło: https://www.bankier.pl)