Polacy, choć doceniają hasło „made in Poland” na metce, niekoniecznie będą chcieli za ten napis zapłacić. Za to zagraniczne sieciówki płacą za nasze certyfikaty, żeby sprzedawać bardziej atrakcyjne ubrania. Choć na rewolucję przemysłową się w Polsce nie zapowiada, przemysł tekstylny ma się tutaj dobrze.
Czwarta rewolucja, zrównoważony rozwój, surowce naturalne – te i inne hasła przewijały się na tegorocznych Międzynarodowych Targach Tekstylnych Fast Textile w Nadarzynie pod Warszawą. Czy Polska włókiennictwem stoi, a Łódź nadal jest stolicą przemysłu tekstylno-odzieżowego? Padały różne odpowiedzi. W jednym była zgoda – mamy w kraju swoje mocne strony i zaprzepaszczone bezpowrotnie szanse na sukces.
Włókniarki nie wyszły na ulice
Przyjmuje się, że lata 90. to upadek Łodzi jako stolicy włókiennictwa. Jednak wielu uważa, że ta gałąź przemysłu nadal ma się dobrze, mimo że wielkich fabryk zatrudniających tysiące pracowników już brakuje.
– Tak, Łódź jest nadal stolicą polskiego włókiennictwa. Szacuje się, że 16 do 18 proc. PKB naszego regionu pochodzi z przemysłu tekstylno-odzieżowego. Oczywiście nie ma już tych wielkich zakładów, przemysł się zmienił. Teraz jest dużo małych i średnich firm, które są wąsko wyspecjalizowane i zajmują się niszowymi rozwiązaniami. Ale to właśnie sprawia, że są unikalne i nadal istnieją – mówi w rozmowie z Bankier.pl dyrektor Sieci Badawczej Łukasiewicz - Instytutu Włókiennictwa (Ł-IW) – dr inż. Tomasz Czajkowski. Na pytanie, dlaczego włókiennictwo nie jest nadal dla Łodzi tym, czym górnictwo dla Śląska, odpowiada: – Włókniarki nie wyszły na ulicę, tylko siedziały cicho i to dlatego Łodzią nikt się nie zainteresował – mówi Czajkowski.
Podczas Międzynarodowych Targów Tekstylnych odbyła się debata wokół tematu „W kierunku czwartej rewolucji przemysłowej w branży tekstylnej i odzieżowej – Współpraca nauki i biznesu w zakresie innowacji i badań kluczem w budowaniu przewagi konkurencyjnej”. Głos zabrał Paweł Broński Prezes Zarządu Strima, firmy zajmującej się produkcją maszyn przemysłowych, który przekreślił mrzonki na temat polskiej potęgi tekstylnej. „Nie można mówić o czwartej rewolucji lub jakiejkolwiek kolejnej, nie można budować dziesiątego piętra w sytuacji, kiedy nie zbudowano porządnych fundamentów ani pięter niższych” – mówił Broński.
W jego opinii Polska miała swoją szansę, ale jej nie wykorzystała i wspomina wojnę w Jugosławii. Zdaniem uczestnika debaty zaprzepaściliśmy możliwość stania się liderem tzw. przerobu uszlachetniającego w Europie. Mogliśmy przejąć produkcję wartą 2,1 mld ówczesnych marek niemieckich od Jugosławii, a sami w tym czasie realizowaliśmy produkcję dla tego kraju na poziomie 750 mln marek. Jednak duże polskie firmy postawiły wówczas na prywatyzację, a średnie i małe firmy nie były w stanie podołać zadaniu.
Podczas targów można było odwiedzić cały dział maszynowy. Czy któraś firma była z Polski? – Może na polskim rynku zostały dwie małe firmy, które jeszcze produkują jakieś maszyny włókiennicze, reszta upadła w latach 90. Mieliśmy Łucznika, ale on już też nie produkuje w Polsce – mówi Tomasz Czajkowski.
Tu mamy przewagę
Pytam rozmówców o mocne strony Polski w przemyśle tekstylno-odzieżowym. – Nasza przewaga nad innymi krajami leży w procesach technologicznych. Firmy odnalazły swoje nisze i po prostu dobrze sobie w nich radzą. Mocną stroną polskiego przemysłu tekstylnego jest na pewno produkcja mody męskiej, a w szczególności garniturów. Jest też kilka firm włókninowych, w tym Lentex i Novita, które bardzo dobrze sobie radzą, mimo że sytuacja na rynku nie jest łatwa przez rosnące ceny energii – mówi Tomasz Czajkowski.
Co na temat kondycji tych spółek sądzi Krzysztof Kolany, analityk Bankier.pl? – Giełdowy Lentex zakończył produkcję w przędzalni niemal ćwierć wieku temu. Teraz jest to spółka wytwarzająca wykładziny podłogowe i włókniny dla branży budowlanej, motoryzacyjnej czy meblarskiej. Lentex obecny jest na giełdowym parkiecie od 1997 roku. Od wielu lat spółka generuje stabilne wyniki finansowe: blisko pół miliarda złotych sprzedaży i kilkadziesiąt milionów złotych zysku. Jeszcze dłuższy giełdowy staż ma Novita, która zadebiutowała na GPW w grudniu 1994 roku. Obecnie jest to spółka mniejsza od Lenteksu, generująca poniżej 100 mln zł rocznych obrotów i ok. 10 mln zł rocznego zysku – mówi Kolany.
Dyrektor Łukasiewicz - Instytutu Włókiennictwa mówi w rozmowie z Bankier.pl, że jesteśmy atrakcyjnym rynkiem dla zagranicznych inwestycji. – Zagraniczni odbiorcy doceniają nas za jakość produktów, które wytwarzamy, to pozostaje niezmienne. Bardzo dużo polskich firm produkuje dla krajów zachodnich, wiele postanawia tylko tam sprzedawać. Tylko wtedy te produkty nie są pod ich markami, tylko pod zachodnimi – uzupełnia.
Polska jakość
– Coraz więcej ludzi docenia „made in Poland”, mamy tutaj przykład jednej z zagranicznych sieci odzieżowych, która nie chciała międzynarodowego certyfikatu, tylko zgłosiła się do nas, bo chciała polski certyfikat. Dostrzeżono, że klienci z kraju lepiej przyjmują coś, co jest polskie – mówi Czajkowski.
Jednak czy kraj produkcji wpływa na decyzje zakupowe? – U polskich konsumentów jest tak, że przywiązanie do danej marki nie oznacza kupowania u niej. Końcowi klienci bardziej patrzą na skład i cenę materiału niż na miejsce jego wykonania. Będą w stanie zapłacić więcej, jeżeli dane ubranie będzie tego warte. Marka staje się argumentem drugorzędnym. Stajemy się powoli świadomymi konsumentami – mówi w rozmowie z Bankier.pl Anna Woźniak CMO w Łukasiewicz – Instytucie Włókiennictwa.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że model fast fashion, polegający na częstym kupowaniu i wymianie części garderoby charakteryzuje kraje rozwinięte.
– Fast fashion szybko nie przeminie, konsumenci z krajów rozwiniętych mają pieniądze, które chcą wydawać i ich to cieszy, jest to rodzaj emocjonalnej rekompensaty pewnych naszych deficytów. Przez modę wyrażają swój status społeczny. To, czy produkt jest zrównoważony, nie wpływa jeszcze na decyzje o zakupie. Jednak, w nie długim czasie, klienci zaczną odchodzić od marek, które nie są odpowiedzialne środowiskowo. Fast fashion nie, ale zrównoważone fast fashion – już tak. Każdy gigant odzieżowy teraz podkreśla „zrównoważenie” – mówi Anna Woźniak. I dodaje, że każda duża marka szuka swojego sposobu na wpisanie się w ekologiczne trendy
– Starają się pokazywać, że do chociaż jednego etapu swojej działalności podchodzą ekologicznie. Tak, jak to miało w jednej z kampanii H&M, gdzie za oddanie zużytych ubrań dostawało się zniżkę. Marka ta teraz testuje nowe rozwiązania biznesowe, w Szwecji na swoim rodzimym rynku, wykupili część udziałów w start-upie Sellpy, który jest odpowiednikiem naszego Vinted. Ma to służyć wydłużeniu cyklu życia produktu – dodaje.
Co ciekawe, często produkty pochodzące z recyklingu są droższe. Na pytanie dlaczego tak się dzieje, słyszy się, że mamy obecnie niedojrzałą technologię. – Gdybyśmy chcieli kupić włókno poliestrowe, które pochodzi z recyklingu, to nie dość, że jest ono nieco gorszej jakości niż pierwotne, to jest jeszcze droższe. Wynika to z wysokich kosztów obróbki takiego materiału i niedojrzałości technologii – wyjaśnia Czajkowski.
Na temat zrównoważonego rozwoju wypowiadano się również podczas debaty na Fast Textile. Nina Ryszka, prezes zarządu Ptak Holding powiedziała, że jeszcze trzy lata temu odwiedzający przed targami pytali o druk na tkaninach, w tym roku przeważała liczba zapytań dotyczących możliwości zakupu surowców naturalnych. Co innego można zrobić w ramach zrównoważonego rozwoju? Z odpowiedzią przyszedł prezes firmy Strima. – Na świecie zużywa się do produkcji 400 mld metrów kwadratowych tkanin i dzianin. 15 proc. z tych materiałów ląduje na podłogach krojowni, ponieważ są to resztki. Z sześciu mld na podłodze dwa miliardy metrów kwadratowych są do zaoszczędzenia poprzez dobre systemy np. komputerowego przechowywania produkcji, które oszczędzają materiał na rozkroju – podał.
Co będzie przyszłością włókiennictwa? Również i w tej branży nie obędzie się bez sztucznej inteligencji. Jak podaje Anna Woźniak, w Stanach Zjednoczonych można już dostać spodnie do jogi, które stają się trenerem personalnym, bo wibrują, kiedy pozycja jest niewłaściwa, ubrania połączone ze smartfonem, koszulki, które mierzą tętno i próg tlenowy. Na jednym tchu wymienia jeszcze skarpetki do monitoringu snu i oddechu niemowląt. A w Polsce? Na razie możemy liczyć jedynie na start-upy i trzymać kciuki, aby szersza publiczność do nich trafiła.
Weronika Szkwarek
źródło: bankier.pl